piątek, 13 stycznia 2012

Spekulacje: Moonrise Kingdom (2012) Wes Anderson

W serii spekulacyjnych wpisów, będę próbował odgadnąć ze strzępów informacji przyszły, a interesujący mnie projekt filmowy. Mam nadziej, że zaostrzę nimi apetyt na seanse kinowe.

*

Nie będę ukrawał, że zapowiadany od pewnego czasu najnowszy film Anderson jest czymś na co czekam z wypiekami na twarzy. Niektóre z jego wcześniejszych filmów widziałem więcej niż 2-3 razy, za każdym razem będąc pod olbrzymim wrażeniem. Do maja i pierwszych pokazów filmu zostało jeszcze sporo czasu, a my możemy zapoznać się z pierwszą zapowiedzią filmu. Oto ona:


Pierwsza reakcja "coś jest nie tak, coś jest innego". Nie ma w niej żadnej przesady, wydaje się, że reżyser postanowi rozszerzyć swój język filmowy. Przyczyn doszukiwałbym się w dwóch sprawach, pierwsza to wcześniejszy animowany film oraz druga umiejscowienie akcji filmu w przeszłości, w roku 1965. Każdy z jego filmów fabularnych rozgrywał się tu i teraz, różnego rodzaju nieprawdopodobieństwa był wpisane w naszą rzeczywistość, tak jak we wczesnych filmach Tarantino, gdzie tamten bawi się cytatami wpisanymi w naszą codzienność. Ten film może stać się tym czym dla pana T. była realizacja filmu Kill Bill, czyli przejściem z porządku realistycznego do reguł rządzącymi światem filmowym. Z czego to wnioskuję, już zastosowanie przez Wes'a Andersona żółtawego filtru podpowiada, że film będzie odrealniony (nostalgiczny??), pojawiają się też elementy charakterystyczne dla kina animowanego (uderzenie pioruna, fajerwerki, domek na drzewie!!).

Wśród głosów sceptyków pojawił się uwagi, że film wygląda tak jakby zrealizował go jakiś fan Anderson, który niezbyt sprawnie naśladuje jego styl. Troszkę w tym prawdy. Może niektórych dziwi duża ilość ujęć filmowanych z ręki, kamera chybocące się, co było stosowane już przez reżysera wcześniej np. "scenach akcji" w Podwodnym życiu ze Stevem Zissou. Uzasadnieniem dla takiego zabiegu można szukać w samej fabule, czyli pościgu za parą młodych 12 letnich kochanków. Ma to zdaje się zdynamizować fabułę, zobaczmy na ile to jest prawda.

Sam reżyser mówi o tym obrazie, że będzie to film muzyczny, ale nie musical. Czy brzmi to ciekawie... jak najbardziej!

Inna sprawa, która może niedobrze wpłynąć na odbiór filmu to romans zbyt młodej pary. Już oglądając zwiastun miałem chwilami mieszane uczucia, choć doskonale zdaje sobie sprawę do jakiej tradycji filmowej odwołuje się reżyser tworząc taką historie.

Na koniec dodam kilka reklam reżysera, które zdają się być zapowiedzią tego filmu i próbą zastosowania nowego języka. Najlepiej widać to w dwóch (zresztą znakomitych) reklamach zrelatywizowanych dla SoftBank, w roli głównej wystąpiła twarz tego banku na rynkach azjatyckich, czyli Brad Pitt. W obydwu spotach widzimy wyraźne nawiązania do kina francuskiego, nasycenie obrazków pocieszną nostalgią przez odwołania do filmów z bohaterem Tati'ego, a zwłaszcza Wakacji pana Hulot.

W innej reklamie, tym razem piwa, odwołuje się ponownie do ikonografii oraz postaci z kina francuskiego. Aktor, zwłaszcza jego uśmiech, jest wystylizowany na Jean-Paula Belmondo, a cała sytuacja w zabawny sposób bawi się konwencją francuskich historii miłosnych.
W samej zapowiedzi filmu jest wiele sygnałów, że film będzie nurzał się w odwołaniach do kina francuskiego. Począwszy od francuskiej nowej fali przez Parasolki z Cherbourga, a kończąc na dawnych amerykańskich filmach naśladujących kino z Francji lub umiejscawiających tam akcje.

Na tym skończę, zachęcam jednak do zgadzania się lub niezgadzania w komentarzach. Coraz trudniej spotkać się z kimś w kawiarni dyskutując przy kawie o filmie, więc zachęcam do tej namiastki rozmowy.

Piosenka ze zwiastuna to Le Temps de l’Amour wykonuje ją Francoise Hardy, tu można jej wysłuchać pisząc komentarz:

2 komentarze:

  1. Też czekam na ten film. Mi motyw uciekającej pary/dzieci przyniósł kilka innych skojarzeń: "Noc myśliwego", "Walkabout" no i "Banici" Sjostroma.

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobre tropy, ale ja miałem na myśli jeden konkretny film - "Mały romans" G. R. Hill'a. Film po pierwsze rozgrywa się we Francji, po drugie jest zapatrzony we francuskość i francuskie kino. Główną inspiracją było tam "400 batów", a bohaterowie trochę zachowują się tak jakby chcieli odgrywać filmowe sytuacyjnie (film jest zresztą po części o realizacji filmu). No i obraz ma zdecydowanie lżejszą wymowę, ba, chwilami jest wręcz poetycki. Ale czemu się tu dziwić, wyreżyserował go jeden z moich ulubionych reżyserów, który opanował do perfekcji lekkość opowiadania bez wpadania w infantylizm.

    OdpowiedzUsuń