wtorek, 8 listopada 2011

Nos i pupa Barbry Streisand - "Wielkie starcie" (1979)



Sekwencja otwierająca film, oto Barbra i jej nos

 "I arrived in Hollywood without having my nose fixed, my teeth capped, or my name changed. That is very gratifying to me."

Nie każdy nieudany film jest bezwartościowy, nieraz jest wart zobaczenia pomimo wszelkich swoich wad i mankamentów. Nie inaczej jest z popularnym w dniu premiery, a teraz raczej zapomnianym filmem "Wielkie starcie". To co w filmie intryguje do dziś to sposób w jak została przedstawiona postać grana przez Barbre Streisand, zwłaszcza jej charakter oraz sposób eksploatowania fizjonomii samej aktorki. Warto zaznaczyć, że została ona ukazana jak symbol seksu, kobietę wartą męskiego spojrzenia, a jej twarz jest tym co najczęściej widzimy przez prawie cały seans. Zarazem jest chyba pierwszą żydowską seksbombą, co jest podkreślane za pomocą różnorodnych akcentów, które wcześniej były używane w retoryce rasistowskiej. Kamera fetyszyzuje jej twarz, zatrzymuje się na nosie; nie ma, jak w kilku wcześniejszych  filmach prostowany i rozjaśnianych włosów, są naturalnie rude i kręcone. Bohaterka zachowuje się jak najokropniejszy stereotyp żydowskiej kobiety. Matkuje bohaterowi w chwilach skrajnie nie odpowiednich; stawia na swoim i nie daje się przegadać nawet wtedy gdy nie ma racji, a przy tym jest nadpobudliwa. I o zgrozo jest wykształcona i "zamożna". To wszystko może nam dosadnie zobrazować słynny już strach Woody'ego Allena przed żydówkami. Ważne jest, że przez cały film nikt nie podejmuje kwestii rasowych, nikt ich nie zauważa, one wybrzmiewają gdzieś podskórnie, przez co mamy wciąż dziwne wrażenie zaburzenia pewnych klasycznych hollywoodzkich wzorców. 

To co przytłacza ten film, przed czym nie można uciec patrząc na ekran to kobiecości w wydaniu Barbry Streisand. Sposób w jaki jest ukazywana, jest rezultatem zamierzonym przez twórców, także samą aktorkę, która miała ostateczne słowo przy prawie każdym aspekcie realizowanego filmu. Może więc niektórych zdziwić, że często widzimy jak kamera zatrzymuje się na dłużej na jej pośladkach, przeciąga sytuacje, gdy nimi kręci idąc przez kolejne pomieszczenia, a inscenizacja poszczególnych scen zmusza aktorkę do nadmiernego pochylania się i wypinania pupy. Przedsmak tego, na czym skupi się filmowa opowieści mamy w czasie napisów początkowych, gdy wraz z pojawiającymi się imionami i nazwiskami obserwujemy wysiłek bohaterki wkładany w aerobik:

Nazwisko producenta a zarazem chłopaka aktorki. Męskie oznaczanie terenu?
Czy to jest perspektywa jaką ma zachować widz?

Oprócz tych cech, zostaje wyolbrzymione wszystko to co pamiętamy o Streisand z innych filmów, a zwłaszcza z „No i co, doktorku?”.  Nie przypadkowo parę bohaterów odgrywają ci sami aktorzy (Streisand + Ryan O'Neal), złudzenie jest tak duże, że bohaterka zostaje raz mylnie nazwana Judy, tak jak postać z filmu Bogdanovicha. Podobieństw jest więcej, poznając postać Judy Maxwell na początku mamy wrażenie, że jest biedną niewykształconą emigrantką (włoską lub właśnie żydowską), podbija to jeszcze towarzyszący jej motyw muzyczny oraz jej nakrycie głowy. W finale filmu zostaje to zanegowane, zobaczymy jej długie blond włosy ukrawane dotąd pod czapką. Szybko okazuje się, że jest niesforną córką sędziego, ma anglosaskie nazwisko Maxwell i zapewne jej przodkowie przypłynęli do Ameryki na „Mayflower”. Wszystkie minki, gest, jej sposób poruszania się, które tam współgrają z całością filmu zostały zwielokrotnione i przytłaczają fabułę w "Wielkim starciu". Doskonale to widać w scenie na plaży, gdy bohaterka grana przez Streisand kokietuje O'Neala. Poczynając od jej na wpół otwartych ust, zagryzania warg, niewinnego spuszczania oczu i ich blasku, aż po jej ulubioną minkę tuż przed pocałunkiem, gdy wie, że udało jej się uwieść/sprowokować mężczyznę samemu nie będąc całkiem pewną samej siebie. To ułamek tej sceny:

Tuż przed pocałunkiem.

Postać skonstruowana na fizycznej atrakcyjności jest w opozycji do męskiego otoczenia i wciąż jest konfrontowana z jego reakcjami na swoją kobiecość. Z tego też powodu w wielu sytuacjach bohaterka ma wrażenie, że zagrażają jej mężczyźni. Strach nie jest ujęty w słowach, ale w mowie ciała. Pojawiając się w klubie bokserskim porusza się po nim zalękniona. Także jej bojaźliwa reakcja na pojawienie się w jej mieszkaniu mężczyzn oraz dyskretna sugestia przemocy/gwałtu - ona jest niemal naga, jedynie w szlafroku a oni to dwa nieskomplikowane samce. Zostanie to jeszcze dosadniej dookreślone na obozie szkoleniowym w górach, gdzie będzie zmuszona do spania w pomieszczeniu z samymi bokserami. Nie będzie już sugestii; jedni mężczyźni będą powstrzymać drugich, aby tamci nie zrobili krzywdy kobiecie. W zamkniętej przestrzeni domku w górach, widmo przemocy seksualnej jest niemal namacalne. Ona sama w ramach zabezpieczenia będzie się kładła do łózka w całym ubraniu, a każdą zaczepną uwagę będzie obracała w żart. Oczywiście sugestia postanie sugestią, nie jest to przewrotna, ani też drastyczna komedia. Lecz dzięki atmosferze zagrożenia ze strony mężczyzn wybrzmiewa fakt o bezsprzecznej atrakcyjności bohaterki, mężczyźni są gotowi popełnić przestępstwo aby do niej się zbliżyć.

Lęk...
i ciekawość.
W szlafroku.
- Cześć mała, położysz się ze mną.
- Dzięki, ale kładę się od razu spać.

Zapewne w tej chwili dręczy was pytanie "o czym u diabła jest ten film!". Nie będę o tym pisać- nie warto - powiem jedynie, że to screwball comedy. Mamy, więc pomiędzy postaciami konflikt męsko-damski i konflikt klasowy: ona była bogata i jest wykształcona, on był i jest biedny. To co różni ten film od całej reszty tego typu produkcji to niewymówiony na głos (a może nie uświadomiony) konflikt na tle różnic rasowych. Ona jest Żydówką, a on wygląda jak Aryjczyk. Duży postawny mężczyzna, niebieskie oczy i włosy o kolorze słomki - tak z grubsza słowami opisuje go bohaterka Streisand, tylko po to, aby zachęcić promotora do zorganizowania walki z czarnoskórym mistrzem. Tematem nie jest więc boks, a rozgrywka między kobietą i mężczyzną z dwóch odmiennych światów.
Na sam koniec seria wcieleń Barbry Streisand. Jak wcześniej pisałem film eksploatuje jej osobę, w niemal każdej scenie jest inaczej ubrana i uczesana, co ma jeszcze podbijać jej atrakcyjność. A oto jej wszystkie oblicza, przynajmniej w tym filmie:

To nie pogrzeb, ona sprzedaje ukochaną firmę.
Najmniej fortuna stylizacja.
Wilgotna i z papierosem.
Wydaniu wieczorowym.
Kobieta z książką, coś zjawiskowego.
Na sportowo.
Nie, to ujęcie nie pochodzi ze "Skrzypka na dachu".
Z nadzieją.

Dla osób, które nie czują się zaspokojone w temacie fizjonomii aktorki odsyłam do tego tekstu, oczywiście dotyczy jej nosa: Kliknij mnie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz