środa, 7 maja 2014

Krótko: Dziewczęta z tamtych lat, kto je pamięta?



Rzadko powraca się pamięcią do czasów składania pierwszy zdań, słów, tych lat podstawowych, gdy wszystko było pierwsze, a nie kolejne i kolejne. Tym bardziej osoby z tamtych czasów są jak mgliste wspomnienie, trudno o kimkolwiek powiedzieć coś więcej, nawet imiona i nazwiska stają się tylko przypisem do zdjęć z pierwszych kas.


Do moich wspomnień przyczynkiem stało się spotkanie z dawnym kolegą, takim którego znało się bardzo dobrze, a jednocześnie nie widziało się go od bardzo dawna. Oprócz zwykłych informacji kto, gdzie, jak i dlaczego, mogłem się dowiedzieć, że wraz z nim byłem członkiem trzyosobowego gangu, a jego matka uważała kontakt ze mną za niepożądany. Cóż...

Zawszę można rozmyślać kto z dawnych kolegów został strażakiem, księgowym, czy też robotnikiem budowlanym. W dobie internetu można te myśli łatwo i szybko zweryfikować, ja staram się nie sprawdzać, lubię internetową anonimowość. Lecz gdy słyszę, że dwie z moich dawnych koleżanek zostały artystkami to nie zastanawiam się długo... klik, klik, klik...

Instalacja zrealizowana przez Anne S. wraz z Debby Lauder w 2009 roku
Jedną z nich była dziewczyna niezwykle zdolna, taką która odbiera nagrodę za najlepsze osiągnięcia w nauce w całej szkole i taką która może wszystko, być lekarze, inżynierem, architektem, kimkolwiek zechcę. Tym bardziej może dziwić, że wybiera tak niepewną drogę, jaką jest praca artysty. Nazywała się Anna S., w fragmentach wspomnień przypominam sobie, że już wtedy była zdolna plastycznie, lecz w przeciwieństwie do swoich profesjonalnych prac rysowała realistycznie, skrupulatnie odtwarzając każdy element rysowanego obiektu. To czym zajmuje się jako pełnokrwista artystka zwie się instalacjami malarskimi, choć te dwa słowa nie wyczerpują tego czym się zajmuje, bo jest w tym także przestrzeń, coś z architektury. Zresztą co będę błądził słowami, oddam głos profesjonalistą:

"...zmierzającej do eksperymentalnej redefinicji ramy oraz gestu w obrazie malarskim w relacji do fizycznej przestrzeni, w której znajduje się obraz. Płaszczyzną obrazu staje się cała przestrzeń interwencji, a gest malarski jest traktowany nie tylko jako narzędzie ekspresji indywidualnej. Użyte zostaną różne techniki malarskie oraz technika kolażu."

W udzielanych wywiadach opowiada, że fascynuje ją tworzenia znaczenia poza fotograficznym odwzorowywaniem rzeczywistości. Pracując szuka wewnętrznego rytmu  i logiki, ważny jest dla niej kolor, pojęcie "formy" i jej braku, co jest między reprezentacją a abstrakcją. Nic więc dziwnego, że cenionymi przez nią artystami są Henri Michaux, Georges Bataille, a tkaże Mark Rothko oraz Francis Bacon.

Anna S.
Kilka trochę bardziej konkretny informacji: ukończyła studia w Polsce oraz w Wielkiej Brytanii, jej prace były wystawiane wielokrotnie w Anglii, a także w Niemczech i Hiszpanii, oraz oczywiście w Polsce. Zdobyła też kilka nagród, i jeśli wierzyć temu co piszą jest bardzo dobrze zapowiadającą się artystką (jak mogłoby być inaczej!), więc jeśli jesteście zaintrygowani śmiało odsyłam do jej autorskiej strony.

Praca Anny S. pt. "Eight Hours" - materiały tkanina + tusz, z 2011 roku.
Drugą z dziewcząt pamiętam jeszcze mniej od pierwszej za to jej prace wydają mi się bliższe, łatwiej jest mi się po nich poruszać i je opisywać. Adela K., bo tak się nazywała, tak jak Anna tworzy w kręgu sztuk plastyczny i szeroko pojętych wizualnych, jest autorką obrazów, nic dziwnego ukończyła Wydział Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, a także uczęszczała do Pracowni Filmu Animowanego Profesora Jerzego Kuci. Jej prace malarskie i firmowe są bardzo podobne, jeden środek wyrazu jest pochodny drugiego.

Pierwszy film stworzyła pod okiem Jerzego Kuci, tego chyba jednego z najbardziej poważanych artystów filmowych, którego prace są znane na całym świecie, a ich znajomość jest obowiązkowa dla każdego parającego się animacją. Nic więc dziwnego, że w dwóch jej pierwszych filmach - w "Zatoce" oraz w "Słońcu w pełni" - widać silny wpływ krakowskiego profesora, nie można ich nazwać epigońskimi, ale czuć na każdym kroku rękę starego mistrza, który w niewidoczny, a może nawet nieświadomy sposób prowadzi młodą reżyserkę. To wyczucie formy, rytm, oraz światło przypomina najlepsze prace Kuci, z dodatkiem kobiecego pierwiastka, zmysłowością i poezją. Widać tu też mocny wpływ Daniela Szczechury oraz w mniejszym stopniu Witolda Giersza.

Obraz Adela K. pt. "Światło w żywopłocie", akryl na płótnie.
Jej trzeci film pt. "O rządach miłości" jest pod względem formy zaprzeczeniem pierwszych dwóch, tamte były wycyzelowane, mówiące w oczywisty sposób o włożonym trudzie, a ostatni jest ascetyczny, więcej prymitywny. Wszystko jest podporządkowane formie filmu dokumentalnego będącego jednocześnie animacją. Autorka oddaje swój talent opowiadającemu o sobie mężczyźnie, rezydentowi szpitala psychiatrycznego chorego na schizofrenie paranoidalną. Forma to rysunki i komiksy chorego, ścieżka dźwiękowa (oprócz muzyki ilustracyjnej) to jego własne słowa, ale animacja, struktura jest dziełem Adeli K. Film kończy się wyjściem ze świata animacji do ostatniego kadru z twarzą bohatera, zniszczonej i pospolitej, tak innej od bajecznie kolorowego świata rysunkowej opowieści. Efekt jest mocny, nadaje ciężaru temu co wcześniej słyszeliśmy i pozostaje na długo w pamięci. Całość filmu przewodzi prace innego krakowskiego mistrza animacji Juliana Józefa Antonisza, z tą też różnicą, że filmy autora "Jak działa jamniczek" wychodząc od dokumentu zmierzały ku abstrakcji, eksperymentu lub zwykłej zgrywy, a młoda reżyserka jest bliższa rzeczywistości, trzyma się bohatera, nie gubi go w nadmiarze. 

Nie będzie niespodzianką, jeśli napiszę, że za swoje filmowe prace otrzymała szereg nagród. Zwłaszcza ostatni film wzbudził duże zainteresowanie wśród widowni (był pokazywany ostatnio na TVP KULTURA), jak i na festiwalach. A tu krótka rozmowa z Adelą K. na temat filmu "O rządach miłości".
Adela K.
Filmografia Adeli K.:
- O rządach miłości (2012) Klik
- Słońce w pełni (2012) Klik
- Zatoka (2008) Klik

Kadr z filmu "Słońce w pełni" autorstwa Adeli K.
Tak kończę te krótką podróż do czasów byłych, z myślą która karze podejrzewać, że może na mnie czekać jeszcze nie jedna niespodzianka. Bo może jeszcze on, albo ona... lub ktoś jeszcze...

*
Tekst rozpocząłem pisać w tamtym roku, kończę dziś, i jak widać to nic nadzwyczajnego. Spróbuje dokończyć coś jeszcze... oby...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz