czwartek, 27 grudnia 2012

Młodość w Hiszpanii i w Polsce - "Nieulotne" (2013) Jacek Borcuch


Tak jak we wcześniejszych filmach tak w tym Borcuch powraca znowu do tematu młodości. O ile w poprzednim patrzył na nią na tle burzliwej historii, a jeszcze wcześniej spoglądał na młodość palącą się jeszcze w starych ciałach to tym razem spojrzał na nią bez ogródek, wprost, współcześnie. 

Jesteśmy w Hiszpanii, jest lato, obserwujemy spontaniczny, pierwszy romans. Ona - Karina - jest studentką pracującą dorywczo przy zbiorach winogron, on - Michał - przyjechał do swoich hiszpańskich krewnych, to u nich ona pracuje. To co dziej się miedzy nimi dwojgiem to seria pięknych, prześwietlonych impresji, idyllicznych, niemal rajskich. Krótkie zdarzenie, zetknięcie z twardą rzeczywistością, nagłe cięcie, ona zostaje, on wyjeżdża. Ponownie spotkają się na nowo w Krakowie. On jest już inny, ona także. Każde z innych powodów. Drastyczne zdarzenie będzie ciążyć najpierw mu, a następnie jej gdy się już dowie. Reszta jest tym jak sobie z tym oboje radzą.

To co narzuca się po seansie nowego filmu twórcy "Tulipanów" to konstatacja, że reżyser stworzył swój najbardziej dojrzały formalnie film. Już dwa przepowiednię były koherentne pod względem stylu, rozwijanego z filmu na film, ale dopiero w tym to on jest na pierwszym miejscu. Nie historia, nie postacie, ale to w jaki sposób to wszytko jest opowiedziane i pokazane. Styl staje się wartością samą w sobie.

Film składa się z dwóch pełnoprawnych części: z hiszpańskiej, która jest utrzymana w jasnych, pastelowo przyjemnych odcieniach, może trochę zbyt wyblakłych i prześwietlonych, nieważne, oraz drugiej - z polskiej, ciemnej, zimnej, pochmurnej, w której dominują szarości i różne kolory błękitu. Te przestrzenie przenikają się, są obecne tu i tam. Ten dwu podział przekłada się także na postacie, mamy przecież tylko ją i jego, to tylko ich tak naprawdę poznajemy. Jakub Gierszał i Magdalena Berus są do siebie fizyczne bardzo podobni, zwłaszcza nago, kochających się ze sobą trudno rozróżnić. Mają się ze sobą stopić, być jedną osobą, w rajskiej Hiszpanii to się udaje, w Polsce już nie. Ten dwu podział, metafizyczne powinowactwo postaci ma przywidzieć na myśl "Podwójne życie Weroniki" Kieślowskiego. Tam był Kraków i Francja, tu jest Hiszpania i Kraków. I jedna osoba, w dwóch ciałach. Pomimo tych śladów kieślowszczyzny reżyser pod koniec filmów asekuruje się przed taką wykładnią wprowadzając do filmu scenę wykładu z psychologi. Jego treść, dookreślenie patrzenie na świat w dualistyczny sposób, naukowy, ale wciąż z podziałem na stronę jasną i ciemną. Funkcja tej sceny zdaje się zrozumiała, nie upajaj się metafizyką, stąpaj mocno po ziemi.

Oprócz śladów Kieślowskiego widać w filmie Borcucha odrobiną lekcje z kina współczesnego, czyli Xavier Dolan i jego "Wyśnione miłości" oraz Gus Van Sant ze swoim "Paranoid Park".

Najwyraźniej widać modnego Kanadyjczyka w scenie imprezy, utopionej w czerwieni i hipnotycznej muzyce. Nie tylko ta krótka scena, ale patrzenie na postacie nie jak na pełnokrwiste charaktery ale bardziej jak na modeli prezentujących kolejne kreacje z katalogu mody. Z całego film może byłoby powyrywać kolejne kadry i pozamykać je na stronach gazety uzupełniając je o ceny ubrań wiszących na postaciach. Są modni i wystylizowani. Zawszę i wszędzie. Ach, i te ich niesfornie rozkołtunione włosy.

Za to "Paranoid Park" objawia się w zbliżonym potraktowaniu tramy, gdzieś od środka, z kamerą płynącą gdzieś za postacią, próbując uchwycić w ten sposób stan jej ducha. Rozsypkę wewnętrzną postaci granej przez Berus najlepiej udaje się pokazać na tle najbrzydszego budynku w Krakowie. Jest nim sprytnie wykadrowany legendarny krakowski "szkieletor". To jedno ze zręczniejszych zagrywek filmowych w przekładaniu konkretnej przestrzeni miejskiej na wewnętrzny świat postaci. Brawo.

Ze wszystkich filmów Brcucha ten właśnie jest opowiedziany prawie wyłącznie obrazami. Warstwa dialogowa jest skąpa, para postaci prawie ze sobą nie rozmawia (a jak już mówią to na granicy bełkotu), są tylko parą młodych ciał. To one są pokazywane z zachwytem, to wymusza na młodych aktorach aby wciąż się rozbierali i ubierali. Kamera upaja się tymi ciałami. Z tego też wynika pewien paradoks, że najbardziej rozbudowana scena pod względem dialogu jest przeprowadzona po hiszpańsku. Jej wielopoziomowa budowa potwierdza, że redukcja słowa mówionego jest przemyślaną strategią. Zresztą ci, którzy pamiętają dialogi w "Tulianach" wiedzą, że Borcuch ma do nich słuch. Może ta redukcja wynika z konstatacji, że młodzi dziś nie potrafią ze sobą rozmawiać, że dawniej dialog był łatwiejszy?


Ten pięknie skomponowany film nie przeradza się jednak w zajmującą historie. Najdotkliwiej objawia się to w końcowych partiach filmu, gdy reżyser próbuje spuentować rozwijane z pietyzmem wątki. Niedomówienia stają się główną przyczyną możliwych kłopotów ze zrozumieniem pewnych zachowań postaci. Podejrzewam, że dla wielu widzów koniec filmu może stanowić enigmę. Choć z informacji które reżyser pozostawia w filmie można dookreślić co się wydarzyło, to ta wiedza może dodatkowo skonfundować niektórych widzów. W tej interpretacji (nadinterpretacji?) puenta filmu jest co najmniej kontrowersyjna, zwłaszcza podana w tak optymistycznych barwach. Inna sprawa, że takie rozumienie zakończenia może być wynikiem tylko i wyłącznie nieporadnego stosowana niedopowiedzenia. Coś jakby twórcy chcieli być jednocześnie kontrowersyjni i umiarkowani.

Patrząc na film jako całość trzeba napisać z przykrością, że forma nie nadąża za treścią. Wspomniany wcześniej Dolan pomimo młodego wieku i formalnej nadwyżki miał więcej do powiedzenia, niż dojrzalszy metrykalnie Borcuch. Kanadyjczyk także ustrzegł się pokazywania tak jak Polak drastycznych zwrotów akcji. Może zdawał sobie sprawę, że dla młodych bohaterów drobne zdarzenie posiadają ciężar tragedii? Że one wystarczają, nie trzeba niczego więcej?

Jeśli uznać, że jedynym tematem filmu była młodość, to reżyserowi udało się ją utrwalić. Bo jeśli było to coś więcej, to mu to umknęło.

8 komentarzy:

  1. z tego co kojarzę, film miał premierę w Sundance parę dni temu. jak udało ci się go obejrzeć wcześniej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwyczajnie otworzyłem oczy, projektor zafurkotał a ja patrzyłem na biały ekran. Po ponad godzinie udało mi się zobaczyć cały film. Proste.

      Usuń
  2. Koniecznie muszę ten film zobaczyć na dużym ekranie, nagroda dla operatora na Sudance tylko potwierdza, że wizualnie będzie to arcydzieło.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super wpis, czekam na ten film z niecierpliwością ! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak ja zazdroszczę autorce wpisu. Trailer robi wrażenie, a recenzja tylko wzmaga mój apetyt na film!

    Arek

    OdpowiedzUsuń
  5. wszystko niby pięknie ale kilka literówek i błędów ortograficznych w tekście- koszmar! ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetna recenzja :) Odkąd zobaczyłam zwiastun chcę obejrzeć ten film, teraz tylko się upewniłam w tej decyzji :)

    OdpowiedzUsuń
  7. miałam dokładnie takie samo wrażenie: reżyser widział jak chce opowiedzieć historię, ale już mniej co chce tak naprawdę opowiedzieć. Przerost formy nad treścią.

    OdpowiedzUsuń